Ukrzyżowany
Na ścianie mojego garażu rozpięła swoje gałęzie dorodna winorośl. Dbałem o krzew winny. Przycinałem go odpowiednio, podwiązywałem latorośle. Przez wiele lat odwdzięczał się wspaniałymi, słodkimi owocami. Aż, stało się. Cóż zrobić, taki mamy klimat. Przed pięciu laty, po srogiej zimie, krzew zmarzł. Z żalem musiałem obciąć wszystkie gałęzie i główny pień, gruby już jak moja ręka. Gdy ciąłem twarde, suche drewno na kawałki, zauważyłem w dłoni dwie splątane gałęzie, w których ujrzałem nagle wygięte w konwulsji śmierci ciało. Ot, taka „artystyczna” wizja. Nie spaliłem tych dwóch kawałków drewna, tak jak pozostałych, odłożyłem je na półkę w garażu. Brałem do ręki ten dziwny kształt wiele razy. Aż wreszcie, po pięciu latach, postanowiłem je przybić do krzyża. Tak, jak zostały wycięte, bez poprawek.
To były osobiste rekolekcje. Powtórzenie 3-go tygodnia Ćwiczeń Duchowych. Praca w milczeniu.
Najpierw krzyż. To oczywiście nietrudne zadanie, gdy posiada się odpowiednie narzędzia (strugarka, piła tarczowa, itp.). Jednak składanie tych dwóch kawałków drewna w kształt, który od dwóch tysięcy lat jest nieodłącznym atrybutem naszego Zbawiciela, staje się modlitwą. Modlitwą – kontemplacją krzyża, której nie jest w stanie zakłócić szum maszyn, a nawet i on brzmi przy tej robocie jak pieśń wielkopostna. („… Krzyżu Święty nade wszystko, drzewo przenajszlachetniejsze. W żadnym lesie takie nie jest…”)
Teraz kolej na gwoździe. Nie, nie te fabryczne. Chcę trochę poczuć uderzenia młota o stal. Wykułem własne, z kwadratowego, stalowego pręta, zakuwając trzy łby i wyciągając ostrza na kowadle. („…Choćby Święta Matka ręce załamała, już się kują gwoździe dla Twojego Ciała…” – tak wiele razy śpiewałem dzieciom za Skaldami tę pastorałkę do snu!)
Dopiero teraz mogłem przybić rozciągnięte gałęzie winnego krzewu do desek. Silnymi i zdecydowanymi uderzeniami młotka. Przecież dobrze potrafię przybijać drewno do drewna. Teraz też udało mi się bezbłędnie. Krzew winny dobrze wszedł w rolę, zawisł pewnie na krzyżu, z głową w cierniowej koronie spoczywającą na ramieniu.
„ – Oto drzewo krzyża! Na którym zawisło Zbawienie Świata! Pójdźmy z pokłonem!”
(Tekst ten pierwotnie umieściłem na moim blogu w 2016 roku, dziś nic lepszego nie dałem rady napisać.
Dzisiaj ten krzyż zdejmujemy ze ściany i adorujemy. Zamknięci w domu.)