Mama

Najdalej sięgam pamięcią do ciepłej kaszki pitej z butelki ze smoczkiem na jej kolanie. Na drugim taką sama butelkę unosiła nad odchyloną główką moja bliźniacza siostra. Za chwilę pierwszy zsunę się na podłogę i dokończę butelkę chodząc po kuchni.

Wakacje w Łebie. Ona w zakrwawionej sukience, do której przytulała przed chwilą moją rozbitą przez huśtawkę głowę. Jutro już będziemy znowu zbierać muszelki i ziarna bursztynu na plaży.

Zielone ciepłe lato. Już po truskawkach i porzeczkach prosto z krzaka, klękam po przeciwnej stronie grządki. Będziemy razem pielili młodą marchewkę. Dowiem się jak żyją dżdżownice.

Siada przed telewizorem i zaczyna cerować skarpetki. Siadam za nią, na oparciu fotela. Będę tak siedział przez godzinę. Trochę patrząc w telewizor, trochę na to jak zgrabnie ceruje. To na jakiś czas będzie moje ulubione miejsce.

Idziemy trzymając się za ręce, w ciepłe, czerwcowe popołudnie. Cztery kilometry ze stacji kolejowej do rodzinnej wsi babci. Idziemy czereśniową aleją. Pomału, rozmawiając ze sobą i ze spotkanymi osobami. Wydaje się, że mama zna tutaj wszystkich. To pierwsze wakacje bez rodziców i rodzeństwa. Żniwa. Dzień w dzień będę powoził dwójką koni, zaprzęgniętych do różnych maszyn i wozów. Robota w sam raz dla 11-latka z miasta. Niezapomniane wakacje. Tak jak jej w tym miejscu 30 lat wcześniej.

Jedziemy tym samym tramwajem, do tej samej szkoły. Będę na lekcjach unikał zarówno zwrotu „mamo”, jak i „pani profesor”. Ale przecież nigdy nie będę się czuł skrępowany. Tak jak żaden mój kolega, czy koleżanka z klasy.

Ukochane przez nią grzybobranie. Cieszyła się, że zamieszkałem z rodziną na wsi. Będzie się gubiła w lesie, gdy nie zabierze ze sobą któregoś z wnuków.

Spacer po dojrzałym kwiatami sierpniowym podwórzu, radośnie ją zmęczy. Za chwilę zabierze się za umieranie. W tę krótką godzinę nauczy mnie wreszcie mówić odważnie: kocham cię.