braterstwo „na rękę”

Właśnie teraz, kiedy wszyscy czujemy się zagrożeni przez niewidzialną siłę powodującą epidemię, kiedy w bliższym lub dalszym otoczeniu ludzie cierpią i umierają na skutek rozprzestrzeniającej się choroby, teraz jest czas na budowanie wspólnoty. Czas na okazywanie współczucia, czas na świadczenie pomocy i na odpowiedzialność za zdrowie i życie innych osób.

Teraz jest właściwy czas na budowanie Kościoła. Czas na prawdziwe braterstwo.

Przestrzeganie podstawowych zaleceń epidemiologicznych (maska, dystans, dezynfekcja) to wyjątkowa okazja dla praktykowania odpowiedzialności jednych za drugich. To na tym przykładzie dzisiejszego dnia, mogłaby się skupiać katecheza o wzajemnym braterstwie.
W zamian dostajemy często otwarte lekceważenie zasad lub ich ciche ignorowanie.

Wcześniejsza zachęta polskich biskupów, aby w czasie epidemii regułą było przyjmowanie komunii św. „na rękę”, odeszła w zapomnienie. I dzisiaj, kiedy rozwój epidemii przyspiesza, niewielu jest księży, którzy zachęcają do tej, jakże bliskiej ewangelii, formy przyjmowania Pana Jezusa w Eucharystii.

Będąc nie tak dawno w jednej z podhalańskich parafii musiałem wręcz stoczyć z księdzem rozdającym komunię św. walkę na miny i gesty, aby nakłonić go do położenia Najświętszego Ciała na mojej dłoni. W końcu zrobił to, wciskając mi w dłoń komunikant i niepotrzebnie go w ten sposób krusząc. Taka demonstracja niechęci do „przybysza” nie sprzyja budowaniu atmosfery braterstwa wśród wspólnoty eucharystycznej. Byłem jedynym uczestnikiem niedzielnej liturgii, przyjmującym komunię św. w „nietradycyjny” sposób.

Jakże inną atmosferę buduje proboszcz parafii Św. Mikołaja w Gdyni, wyjaśniając przed udzielaniem komunii św. wartość gestu przyjmowania chleba eucharystycznego „na dłoń”, zarówno pod względem teologicznym, jak i epidemiologicznym. Ks. Jacek Socha szczególnie podkreślał wspólnotowy aspekt tego gestu, wynikający z odpowiedzialności za życie i zdrowie innych członków wspólnoty.
Byłem świadkiem sytuacji, w których niezdecydowanym, wyjaśniał osobiście podczas rozdawania komunii św., konieczność odczekania na stronie, na możliwość przyjęcia komunii św. w sposób tradycyjny, do momentu aż wszyscy pozostali przystąpią do ‘Stołu Pańskiego’.

To dwa, jakże odmienne krańce Polski. W kościołach mojego rodzinnego Torunia zaś, najczęściej nic się nie mówi i wszystko „jakoś idzie”, skutecznie się mieszając i rozprzestrzeniając.

Czy nie warto, aby polscy biskupi nieustannie ponawiali apel o wzajemną odpowiedzialność swoich wiernych oraz ich lokalnych pasterzy, stale przypominając o konieczności zachowywania zasad epidemiologicznych, szczególnie podczas przyjmowania komunii św.?

Mam wrażenie jednak, że w naprawdę ważnych sprawach biskupi nie potrafią zabrać głosu.
W ogromne przygnębienie wprawił mnie fakt, że żaden z biskupów nie zareagował publicznie na skandaliczny i bezpodstawny atak biskupa Janiaka na prymasa Wojciecha Polaka, po jego stanowczej reakcji na ujawnione przez film Sekielskich, krycie przez biskupa kaliskiego, pedofilskich przestępstw jednego z księży.
Opublikowany przez Janiaka ‘paszkwil’ na prymasa przeszedł w episkopacie bez echa.

Teraz więc, gdy biskup Krzysztof Zadarko apelował do polskich władz o otwarcie ‘korytarzy humanitarnych’ dla przyjęcia rodzin ze spalonego obozu „Moria” na wyspie Lesbos, brak jakichkolwiek słów poparcia tego apelu przez jego braci w biskupstwie już mnie w ogóle nie zdziwił.

Siadam do encykliki „Fratelli tutti”.