13 grudnia
13 grudnia 1981 roku była również trzecia niedziela Adwentu. Po porannym wstrząsie, gdy wysłuchaliśmy z niepokojem, powtarzanych co chwila w radio słów „Naczelnika Państwa”, większość Polaków udała się do kościołów na niedzielną mszę św. Tam szukaliśmy otuchy w liturgii słowa niedzieli „Gaudete”. Niewielu księży nawiązywało w kazaniach do zaistniałej sytuacji „stanu wojennego”, ale w większości były to słowa otuchy płynące z odczytanej wcześniej Ewangelii.
Dzisiaj, 13 grudnia 2020 roku jest również TA niedziela. Jak wielu katolików udaje się na niedzielną mszę św. do kościołów lub uczestniczy w nich poprzez media? Czy wszędzie słyszą słowa otuchy? Czy Kościół polski nadal jest ostoją odwagi i nadziei? Czy osoby dystansujące się od instytucji Kościoła przekraczają progi świątyni żeby znaleźć zrozumienie, czy tylko by wykrzyczeć swój bunt? Dlaczego tak wielu chrześcijan zamiast szukać w Kościele wsparcia, zaczyna go szczerze nienawidzić? Czyja to wina?
Dzisiaj po blisko 30 latach polska rzeczywistość wydaje się bardziej skomplikowana niż w dniu ogłoszenia stanu wojennego. Sytuacja polskiego Kościoła zaś, jest w dzisiejszą niedzielę „Gaudete” znacznie trudniejsza niż wówczas.
Pamiętne przemówienie generała Jaruzelskiego z tamtej niedzieli, zawierało fragment o tym, że „…przez wiele polskich domów, przebiegają linie bolesnych podziałów…”.
Odnoszę wrażenie, że podziały, powstałe w ostatnich latach są znacznie głębsze i bardziej bolesne. Dotyczą one bowiem podstawowych zasad organizacji społeczeństwa i państwa. Dotyczą wręcz kryteriów, według których zalicza się do wspólnoty narodowej pojedyncze osoby i grupy. A co dopiero mówić o różnicach w sposobach organizowania tej wspólnoty.
Nowe podziały, idące w ślad za tymi polityczno-społecznymi, ujawniły się w polskim Kościele. Owszem, różne wizje funkcjonowania Kościoła istniały też wcześniej, również w okresie ‘stanu wojennego’, ale mam wrażenie, że wtedy udawało się nam na te tematy rozmawiać. Mur dzielący katolików zaczął się wznosić wraz z przenoszeniem na łono kościoła wspomnianych wyżej sporów politycznych. Wszak Kościół lokalny to w przeważającej mierze wspólnota narodowa, to obywatele. Skonfrontowanie poglądów oraz polityki uprawianej przez partie polityczne z Ewangelią rodzi poważne napięcia. Okazuje się na przykład, że oceny niektórych poglądów i działań w sferze społecznej (klimat, migracje, rola kobiet, stosunek do mniejszości itp.), prezentowane przez papieża lub któregoś z biskupów różnią się bardzo od tego, co wierni słyszą od swojego proboszcza lub ordynariusza swojej diecezji. Poważny udział w budowaniu tego muru ma ‘przylgnięcie’ dużej części hierarchicznego kościoła do państwowej władzy. Będąc uwikłanym w najróżniejsze interesy (ustępstwo, poparcie, zaniechanie) dużo trudniej jest zabierać głos w sytuacji gdy władza, narusza normy społeczne czy łamie prawo. Dochodzi do tego, że gdy prawo i normy społeczne łamane są przez księży lub biskupów, Kościół hierarchiczny również milczy lub wydaje głos tak słaby, że ledwo słyszalny. Tak słaba reakcja na zło lub całkowity jej brak, przyczynia się istotnie do pogłębiania podziałów w polskim Kościele.
Dziś, 13 grudnia 2020 roku zadaję sobie podobne pytanie, jakie zrodziło się przed 39 laty. Czy da się skruszyć ten mur? Wtedy jednak pytanie dotyczyło głównie narodowej wspólnoty, podzielonej na bitych i bijących. Dzisiaj w równej mierze dotyczy Kościoła.
Wówczas Kościół polski był aktywnym uczestnikiem i katalizatorem skutecznej próby pojednania społecznego i politycznego. Dzisiaj taka rola jest niemożliwa do spełnienia, polski Kościół utracił wiarygodność i sam potrzebuje pojednania wewnątrz swojej coraz mniej licznej wspólnoty.
Wierzę, że nadchodzi czas odnowy. Epidemia koronawirusa, która zamknęła kościoły i kaplice, przerwała gwałtownie spotkania wspólnot, odmienia cały Kościół, odmienia jego funkcjonowanie.
Kościół ‘popandemiczny’ nie odnajdzie się już w starych schematach. Część wiernych opuściła kościelne mury na zawsze.
Kościół rozproszony, który nie zbierze się na dźwięk dzwonu, Kościół do którego trzeba wyjść ‘na zewnątrz’, to dla wielu polskich chrześcijan nowa rzeczywistość, z którą każdy z nas będzie musiał się zmierzyć.