W Komunii z Eucharystią

Trudno byłoby mi żyć bez Eucharystii. Byłoby to jak rozstanie z ukochaną Osobą. Całe życie Eucharystia mi towarzyszy i ja jestem z Nią (na Niej) obecny.

Pamiętam te msze św. odprawiane w stodole wśród pobekiwania owiec i rżenia koni, ale też te na górskim szlaku, gdzie ołtarzem był kamień lub pień ściętego drzewa. Gdzie jakoś łatwiej było wejść w intymną relację z Jezusem w kawałku chleba i kilku kroplach wina.

Pamiętam też przeżycia z mszy świętych przed Wałami Jasnogórskimi, na lotniskach i placach podczas papieskich pielgrzymek, gdzie komunię św. przyjmowało się w zjednoczonym Eucharystią wielkim tłumie wiernych.

Ze wzruszeniem wspominam jak musiałem pomagać staremu księdzu w wypowiadaniu słów konsekracji, bo już nie czytał i nie pamiętał tekstu.

I takie chwile, gdy w smaku przaśnego chleba rozpoznawałem Jezusa cierpiącego, razem z kimś obok mnie, kto mimo wielkiego pragnienia nie mógł przystąpić do Pańskiego Stołu. Pozostawało wtedy jedynie trzymać przyjaciela silnie za rękę.

Obok komunii w małych wspólnotach, gdzie słowa „bierzcie i jedzcie”, „bierzcie i pijcie” są rzeczywistym zaproszeniem do podejścia do Stołu, w większości przypadków podchodzi się do osoby, która Ciało Chrystusa podaje.

Różnie to bywa, ale nie spotkałem wcześniej nikogo, kto by z takim namaszczeniem i uwagą rozdawał komunię św. jak ta kobieta w parafialnym kościele w portugalskim Lagos.
Przede wszystkim nie stała ona na stopniu, wyżej od przyjmującego komunię i przez to nie patrzyła na niego z góry, ale każdemu spoglądała prosto w oczy, ponad trzymanym w palcach Ciałem Pańskim i wyraźnie wypowiadała słowa „Corpo de Cristo” tak, jakby cały świat znalazł się w tej niewielkiej przestrzeni pomiędzy naszymi dłońmi i oczami.

Tak bywa.