Jak się zakochać.
Z okazji „Walentynek” słyszymy dookoła o „zakochiwaniu się”.
Jeżeli jestem sam dla siebie przekonany o swojej wyjątkowości, to jak mogę się zakochać? Czy jestem zdolny do tego, aby spojrzeć na siebie oczami drugiej osoby, jako na obiekt mi samemu obcy?
„Miłość to znaczy popatrzeć na siebie,
Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.” (Czesław Miłosz „Miłość”- fragment)
Miłość, to właśnie gotowość do spojrzenia na siebie oczami drugiego człowieka. Czujność, aby być w tych oczach właściwą odpowiedzią na pytania. Aby ten drugi (ta druga) zobaczył we mnie swoje odbicie i zapragnął ujrzeć w nim siebie.
Miłość to również umiejętność dostrzeżenia w drugim prawdy na temat moich słów, czy gestów.
Sam tej prawdy nigdy bym nie poznał.
Wiadomo, jestem słaby i grzeszny, moje słowa i reakcje nie zawsze są zgodne z tym co zamierzałem. Tak to czasem jakoś niezręcznie wychodzi. Ale jeżeli kocham, skutki moich niezręczności widzę w oczach kochanej osoby natychmiast i natychmiast mam gotowość do naprawienia powstałych szkód.
Zakochać się? To możliwe tylko wtedy, gdy ‘wyjdę z siebie’, gdy porzucę moją wizję siebie, oczami drugiego człowieka siebie zobaczę i bez wątpliwości przyjmę to jako prawdę o mnie samym.
Dla siebie bowiem „jestem tylko jedną z rzeczy wielu”, to drugi człowiek, jeżeli go pokocham jest w stanie nadać mi wyjątkowe znaczenie.
Ale przede wszystkim Pan Bóg. On kochając mnie potrzebuje moich oczu, mojego spojrzenia na siebie. Mojego zachwytu nad Stworzeniem. Mojej odpowiedzi, która jest oczekiwaniem na to, że ujrzę swój obraz w Bożych oczach.
Ta tęsknota popycha mnie do modlitwy, do kontemplacji Bożej obecności we wszystkim co mnie otacza i wreszcie ujrzenia na modlitwie w Bożych oczach „jakby w zwierciadle”(1Kor.13,12) siebie samego, aby samego siebie pokochać.