Nie jestem sam.
„Pan jest mocą swojego ludu […] w Nim moja siła, nie jestem sam”.
Poleciałem na kilka dni do Paryża, ponieważ udało mi się kupić bardzo tanio bilet lotniczy.
Chciałem też ‘odetchnąć’ Kościołem, pojmowanym trochę szerzej niż ten mój, lokalny, do którego tak jestem przywiązany. Taki szerszy Kościół zawsze spotykam, ile razy uda mi się pojechać do Taizé. Tym razem wybrałem się do paryskiego kościoła Św. Ignacego z Loyoli.
W trakcie półgodzinnej podróży metrem, z odległej od centrum stacji ‘Aubervilliers Pantin Quatre Chemins’, na której wsiedli prawie wyłącznie pasażerowie o nieeuropejskich twarzach, skład podróżujących uległ zasadniczej wymianie i na ‘Palais Royal Musée du Louvre’ wysiadały już w znakomitej większości osoby o wyglądzie ‘rodowitych’ Europejczyków.
Wysiadłem przy Luwrze i ja, żeby przespacerować się wzdłuż Sekwany. Nie mogłem przecież przepuścić okazji, żeby nie zobaczyć pięknie odrestaurowanej po pożarze w 2019 roku Notre Dame. Do wewnątrz jeszcze nie wpuszczano, trwały bowiem przygotowania do uroczystego otwarcia paryskiej katedry dnia następnego. Zewnętrzne oświetlenie podkreślało przepiękne kształty świątyni, której szczegóły podziwiałem już nie raz w przeciągu ostatnich 40 lat. Wróciła. Odzyskano zabytek i symbol wielowiekowej więzi Paryża z Rzymskim Kościołem.
W piątek 6-go grudnia były to jednak jeszcze puste mury, a ja szedłem na spotkanie żywego Kościoła.
Modlitwa wieczorna ze wspólnotą braci z Taizé miała miejsce w kościele jezuitów, w Dzielnicy Łacińskiej. Wokół szóstki braci zgromadziło się ponad 300 osób, w dużej mierze młodych, o różnym kolorze skóry, modlących się śpiewem, tekstem biblii i ciszą. Jak w każdy piątek w Taizé była też adoracja ikony krzyża, do której w ciszy, skupieniu i ze wzruszeniem podchodzili obecni, otaczając krzyż szczelnym kręgiem.
Pieśni, tak jak w Taizé , śpiewano w różnych językach. Wybrzmiewał francuski, włoski, hiszpański, angielski, niemiecki, chorwacki i polski. To wzruszające, gdy się słyszy jak młodzi Francuzi głośno śpiewają „- miejcie odwagę żyć dla miłości…” wyraźnie radząc sobie z ostatnią, jakże karkołomną dla Francuzki i Francuza frazą.
Kościół powszechny, to przecież właśnie Kościół wielu języków, wielu kultur i wielu barw. Otwarty i gotowy na spotkanie. Tak jak kościół w Pantin, gdzie mieści się paryska fraternia Braci i gdzie trzy razy w tygodniu przy otwartych na gwarną ulicę drzwiach, we trójkę modlą się śpiewem, Pismem i ciszą z tymi, którzy zechcą im towarzyszyć. Sami zaś Bracia towarzyszą mieszkańcom tej imigranckiej dzielnicy, wprowadzając codziennie Ewangelię w życie poprzez osobiste spotkanie.
„Ubi caritas et amor, Deus ibi est”. Gdzie miłość i dobroć (miłosierdzie) tam jest Bóg.