Olga Tokarczuk – innymi oczami.

Dzień po wysłuchaniu w radio transmisji wykładu noblowskiego Olgi Tokarczuk, znaleźliśmy nagranie w Internecie, aby posłuchać raz jeszcze. Tym razem z obrazem. Noblistka pojawiła się na niewielkim ekranie telefonu komórkowego i po chwili zabrzmiał jej głos:

Pierwsze zdjęcie, jakie świadomie przeżyłam, to zdjęcie mojej matki, jeszcze zanim mnie urodziła. …”

Nasza córka Malwina, osoba z Zespołem Downa, przechodząc obok stołu na którym stała „komórka” oparta o dzbanek z wodą, zatrzymała się na te słowa. I pochylona nad stołem, wpatrzona w mały ekran, trwała tak niewzruszenie przez całą godzinę.

Co ją zatrzymało? Co zafascynowało ją w takim stopniu, że ta ceniąca sobie komfort młoda kobieta, stała przez godzinę bez ruchu, w niewygodnej dość pozycji, nie spuszczając z oka wygłaszającej swój odczyt pani Olgi.
Spodziewam się, że Malwina nie rozumiała większości zdań wypowiadanych z ekranu, chociaż z całą pewnością część tekstu była dla niej zrozumiała. Zafascynowała ją jednak chyba głównie emocja, jaka skoncentrowała się w sali Giełdy Akademii Szwedzkiej, ale też w naszej, oświetlonej porannym słońcem kuchni.
Do nas tekst wykładu docierał głównie przez słowa, ich znaczenie, ich wzajemne sąsiedztwo, które tworzyło zrozumiałe i piękne zdania. Przejmował je wówczas rozum, który trawił słowa szybko używając ‘enzymów’ znaczeń, wiedzy i życiowego doświadczenia. Próbując dotrzeć do treści, jakie chciała przekazać mówczyni.
Jak mogła odbierać ten ‘spektakl’ Malwina? Jakie treści napełniały jej duszę w trakcie wykładu? Ze swego nie dość sprawnego intelektu nie mogła zrobić użytku na nasz sposób. Wszak cały otaczający świat odbiera ‘po swojemu’. Nasz, tzw. „normalny” sposób postrzegania świata, nie jest przecież jedyny. Może nawet nie jest dla obecnego świata odpowiedni?

A jeżeli to do Malwiny właśnie dotarł ten wymiar opowieści Tokarczuk, o który autorce chodziło? Może to  ona najlepiej z naszej trójki ją zrozumiała? Gdyby tylko potrafiła się tym podzielić!
Uczucia i emocje, które tak genialnie potrafi przekazać słowami Olga Tokarczuk, wymykają się próbom ich nazywania przez zwykłych śmiertelników. Ale przeżywamy je przecież czytając książkę lub słuchając opowieści. Tak jak my w ten niedzielny poranek. Jeszcze to potrafimy.

Nie oczekuję więc, że moja córka nazwie słowami emocje, jakie zatrzymały ją na całą godzinę przy ekranie „komórki” podczas odczytu Noblistki. Ona potrafi o tym pięknym i (ze swojej perspektywy) niekoniecznie skomplikowanym świecie opowiedzieć ‘na swój sposób’. Czego wyrazem może być to, że wyprostowała się, spojrzała z czułością przez okno na oświetlone słońcem podwórze i głęboko westchnęła po ostatnich słowach wykładu:

„…Dlatego wierzę, że muszę opowiadać tak, jakby świat był żywą, nieustannie stawającą się na naszych oczach jednością, a my jego – jednocześnie małą i potężną – częścią.”